to przez ciebie nic nie widzę wokoło nie słyszę wtopiony to przez ciebie w czary uwierzyłem w magię dłoni i rozwianych słów w dni pochmurne co rodzą przeczucie że dar boski nie da się zrozumieć 13.03.2011
w ogrodzie ***
zobaczyli niezwykłe czarodziejstwo przeklęte piękno o bolesnym stalowym spojrzeniu wielką niewiadomą tamtego brzegu roześmiany ogień który unicestwia gotowy na wszystkie rodzaje inności
tylko Kąpiąca się kobieta jest czysta i niewinna nieosiągalny kwiat we wszystkich odcieniach pasteli
po taki chcieli sięgnąć niebiosa rzuciły koło ratunkowe lentyszek przestał różnić się od dębu
zwrócili się następnie przeciw obu starcom ponieważ Daniel wykazał na podstawie ich własnych słów nieprawdziwość oskarżenia* gdy testosteron zaplącze się w nieprawość - trzeba stracić głowę
* księga Daniela 13,61
2008.10.19
w niewielu słowach *** "Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, zaplanuj sobie życie"
wysoczyzna rawska - północ z piątku na sobotę rozbłysk nowej gwiazdy z rozpiską na całe życie
za ładne czytanie w trzeciej b - ptasie miasteczko wkrótce kalendarzyk w nim pierwsze kropeczki tajemne wędrówki wśród kwiecia kasztanowców ryby z otchłani smakowane w podręcznikach robactwo uczuć zaczęło wylęgać się na dobre zwycięstwo dyplom matki karmicielki matczyne nadanie - Adam
po wielu latach na ojomowskim łóżku gdy po wybudzeniu zapytano - jak się pani nazywa półprzytomna odpowiedziała: - Bożenka kochana
2008.11.07
plan jazdy *** rozpisano na wiele kierunków ze znawstwem trendów możliwości upodobań
uwzględniono wędrówki okrężne i wprost odchylone od linii horyzontu
jazdy grupowe nawet z przesiadkami bez względu na kolor smak i lewitację
knieje dziewicze pejzaże uroczyska trudne odcinki jazdy we mgle
szmer trzepoczących listków motyli - tylko tego nie dało się zapisać
w objaśnieniach uwaga: wolno jedziesz - możesz szybciej dojść
2008.08.07
tam nie było burzowych chmur ***
jak okiem rzucił łany biodrami kołyszące koniki polne w cynicznym bzykaniu tylko byt jednostajny z nadziei sobie kpi
obcy z głowami we śnie jeszcze spod uniesionego skrzydła Double Concerto na pytanie - czy nie sądzi pani że to cudowne - uśmiech jasny dzień nie pachniał uwerturą
pionowa struga błysku stopiła
Double Concerto grzmiało w tle
2008.09.24
pociąg widmo ***
wyobraźnię kładzie na łopatki kładą się łopatki z wyobraźnią przeciąga oczekiwania ponad górną poprzeczką czasem muśnie wybuchem jak granat lekko kwaśny gasi pragnienie
gdy kieszeń wywróci na drugą stronę chłodny powiew rzuci pociąg w rozhuśtany bieg każe wracać pieszo
2008.04.30
w samo południe *** Elżbiecie
dorastała wśród braci wesołej beztroski swojej i troski nie skąpiła szczebiotliwa słodycz
wyrosła poza wyniosła promienny uśmiech dwunastu słoneczników nie w wazonie - w sobie
nieubłagane wskazówki
chłodny front obłoki pomieszał kolejne odsłony już w pochmurnych dniach rozjaśnianych jedynie radosną barwą fletu
nie wiadomo skąd i dlaczego właśnie tu - samotność we dwoje - poruszają się po omacku
brak słońca choć cały czas świeci słoneczko
2008.08.28
rafinada ***
co mi tam płaskowyż Grasse jaśmin tuberoza centifolia wzniesienia lancome givenchy wyżyny guerlain patou
w tych komponentach nie jeden się gubi nie jeden całkiem zawiódł tylko alchemik wyczaruje bezwstydną nutę nieba
2008.09.08
grazioso ***
gdy pierwsze krople zaczynają mówić wąska ścieżyna rozchyla się na oścież wachlarz wątków jednodniowej jętki
struny grające do samego nieba lekki szum kaskady w tarasowym ogrodzie zmieszana woń i czas co nie chce płynąć (nuty głębi uwalniają się najwolniej)
dopiero dźwięki wydawane przez kilka piszczałek uruchamianych jednym klawiszem - to muzyka pełnych strumieni
gdy ostatnie krople milkną kwiatostan się zamyka w ukojeniu maciejka nocą znów oczaruje jak rozmyślne wrzeciono
2008.07.20
instynkt *** pierwszy był głos niepoukładane słowa zasychały z gorąca w słuchawce początek wiosny uśmiech ledwie słyszalny rumienił się to bladł zawieszał jak ważka
prysznice poranne orzeźwione widoki zamazywały niecną wyobraźnię gęste włosy biegały w niecierpliwych palcach kot czasami psocił
za horyzontem cegiełki w posadach rósł gmach teraz taniec zbyteczny
suka spod trzynastki nie szczeka nie ma cieczki i też ciągnie
2008.04.02
ale powiedz
jak ja mogę mu zaufać jak on tobie proponował jej palce zaciśnięte myślami jego myśli owinięte wokół palca
dowody kwiaty cięte słowa na nic
jeśli gra znów zawiruje
perspektywa barwna powiedziałem wtedy tak - ty jesteś Bożenka i na tej Bożence zbuduję żywot mój wzrok różowiły rozhuśtane falbany dryfujące fałdki i łzy fałszywki bez szans na łagodniejszy kaprys
lubiłaś stawiać na swoim zabawki i tak były moje twoje ulubione - wiosenne kwiecie ważniejsze od pogody
noc śpiewna a cappella
czyś szary czy rdzawy, może podróżniczek, lubisz niski parter, wilgotne runo w maju. twoje szczyty w dźwięki ubrane, wysoko wibrują nad nimi.
w tej bajce rozpiętej misternie jest coś, co zakłóca jawę, znosi grawitację.
oni szybują niemal po omacku, wznoszą się i wznoszą, w gorączce niemierzalnej wolno i pewnie, bez chęci powrotu.
swoje szczyty położą na ściółce.
Umieszczono w witrynie 2 listopada 2008
aktualizacja 16 listopada 2015 aktualizacja 20 marca 2018 ostatnia aktualizacja 26 maja 2020
Wiersze dla mojej Bożusieńki i o Niej
gdy oczy widzą za dużo***
wbrew naturze z instynktem poszarpana na prostej szosie - tak z premedytacją z ostatniego piętra albo w odmętach odleci chłodna inteligencja nadwrażliwa prostota
- to trafia na oślep
okamgnienie rzucone jakby od niechcenia obojętne pozornie zajęte tylko sobą często głuche
bezźródłowe pole magnetyczne w odruchach perfekcyjne nuty potrafi wysyłać
siła co się nie zaczyna ani się nie kończy
2009.01.25
autor wierszy: Wiktor Mazurkiewicz
autor obrazów: Ryszard Tomczyk
"Las - świt" 1997, akryl 90 x 90 cm
"Zboże" 1997, akryl, 90 x 90 cm
"Ściana żyta" 2008, pastel, 43 x 58 cm
"Droga" 2008, pastel
"Kazinowe pole" 2008, olej, 59 x 108 cm
***- wiersze z tomiku "Migotanie w przedsionku"
moja codzienność** nie należy do łatwych nieprzewidywalna w szczebiocie w przemilczaniu kaprysy w wykwintnej polewie
sam Jowisz nad nią czuwa nie zawsze ustrzeże w rozważnie tkanym dniu trafia się fantazyjna przędza
nabiera barw gdy droczy się z prawdą gdy prawdę odsłania zakwita
gdy pakuje walizki - nic nie wiadomo czy to po raz kolejny czy to już raz ostatni
13.03.2011
**- wiersze z tomiku "ad libitum"
ad libitum**
lubi grę wstępną i na samym końcu
gdy byliśmy razem
wszystko było jedno
takie normalne co chodzi śmieje się smuci kocha ponad zwykłą więź potem już kulejące
ale jedno
nawet jak zamknęło nas w czterech ścianach z dala od sal kinowych od alejki grabowej w parku Kajki od przyjaciół na tarasie w Linówku żyliśmy w tej dziupli
jako jedno
dni nam nie płynęły - czołgały się wśród labiryntu trosk twojego bezsłowia ciągłych przytuleń między skrawkiem słońca - od strony balkonu a bladym światłem księżyca - raz w małym raz w dużym pokoju
ale wciąż byliśmy jedno
dopiero w tę noc - wrześniową gdy niespodzianie cichutko znikłaś we śnie i ono przepadło bez śladu
teraz okna i drzwi rozwarte na oścież klatka stoi otworem
jednak nie wyfrunę z niej przykurczone skrzydła może rozpostarłbym szeroko ale nie ma gdzie i po co lecieć
chyba że za tobą
23 - 30.10.2017
do miłości - Więc kiedy bywa się razem? - Nie wiem. Może wtedy, kiedy jest się samemu. I kiedy tego drugiego człowieka już nie ma, i kiedy wiesz, że nigdy już nie wróci do ciebie. Może wtedy jesteś z nim naprawdę i na zawsze. Jeśli umiesz go pamiętać.
Marek Hłasko
nie patrz mi w oczy skręć wzrok i spoglądaj na mnie z tyłu aż twarz się wypogodzi
dotknij mnie jakkolwiek wyszukanym gestem pyłkiem aż zadrga we mnie jakaś struna
wyszeptaj mi wszystko jedno co przez niemą zieleń świerku aż niepokój zastąpię spokojem
a najlepiej ukaż mi w ciemności blask o tym jedynym zapachu naszym ożywczym wtedy świat wreszcie się rozjaśni struny zaszaleją a ja uwierzę że to ty
7 - 9 lutego 2018
też trudny las
dawno temu urodziłem się przy sielskim młodniku
później zamieszkałem w lesie bez drzew bez rześkiej woni był szum zwany zgiełkiem
trafiało się zwierzę
dziś gęstwina - refleksja obok wspomnienia obrazek przy majaku sen przyklejony do jawy brak ożywczego powiewu i szemrzących traw
dobrze że panuje tu reguła bezustannej wycinki
17.02.2018- 30.05.2019
drzewo wiecznie zielone
życie oprawiło nas w niecodzienne ramy
kiedy zapachniało zielenią oddechy - zapętlone na dobre hulały euforycznie i czas zanikł jedyny kłopot to ćwiczenia kolokwia bo nawet deszcz razem z nami wznosił się ku niebu
kwitnącą iluzję niepostrzeżenie - gdzieś za plecami uwiódł błękit lnu rozszerzone źrenice z wielką ufnością nadal patrzyły tylko w siebie
po przelotnych burzach szybko radośniało
wrzosowy miód - słodycz z lekką goryczką to niezapomniany smak
potem niestety przymglone zmartwienia ręce na termoforze i ta bezradność oczu ciągle wpatrujących się we mnie
*
wspólnie utarta ścieżka powoli zarasta niezapominajką nowej już nigdy nie przetrzemy - cyprysów za dużo
ale nadal jesteśmy jeszcze bardziej niż przytuleni wrośliśmy w siebie
a czas - zwłaszcza w godzinach wieczornych nadrabia tamte zaległości
3-19.02.2018
od strony lasu tonacja niżowa a czoło rozświetlone
ciemnozielona bryła w szarości fioletowe struny jeszcze w kłębkach
oczekiwanie
nad ciemną bryłą już granat z ciszy wypływa melodia - pianissimo possibile ja to słyszę potem crescendo i pełne
brzmienie to nie staccato na klarnecie nie fantazja spod skrzydła artysty ożywcze kiście w prostych smugach szum otwiera wszystko na oścież unosi w dal na wyżyny gdzie połysk bez znaczenia bliscy jakby zamarli umarli jacyś bliżsi
lubię jak fiolet odpada od nieba oddycham tą muzyką
zielona bryła jaśnieje pastelowa cisza dopełnia się głębokim westchnieniem
delikatne listki
miętosił i poczuł miętę
stan cywilny
jako studentka ważyła więcej niż klejnot dlatego pięćdziesiąt lat temu przysięgałem że jej nie opuszczę aż do mojej śmierci
*
pan żonaty ? - tak - poproszę dane żony - tu proszę adres zamieszkania ten sam? - nie - a jaki? - cmentarz komunalny Dębica - jak to? - powtarzam cmentarz Dębica od szesnastego września ubiegłego roku
- pan żartuje
*
gdy stwardnienie rozsiane odebrało jej moc i kilkanaście lat nosiłem bezwładną na rękach nie doświadczałem grawitacji - zasady fizyki były rozmagnesowane
dopiero gdy zamieszkała wśród tui w rezerwacie uświęconej ciszy wróciło prawo powszechnego ciążenia
teraz zaniedbania uwierają myśli trudno udźwignąć a nogi wloką się ociężale
*
nie nie żartuję przysięga i więź duchowa wciąż obowiązują
i nadal jestem żonaty
8-20 marca 2018
w monologu omownym
to nie były komplementy ani luźne słowa do spłycenia ciszy
to nie były pocieszenia dla motyla bez skrzydeł z bezwładnymi czułkami
ani otucha że może kiedyś jeszcze z pomocą bożą
to fluidy wydobywały się z najgłębszych warstw wsierdziowych w lirycznej oprawie - Kruszynko kochana - Słoneczko z cipeczką - Kotulka najdroższa - Skraweczek jedyny
ta mowa niezapisana na żadnym nośniku utrwalona w źródle teraz odtwarzana bez fonii w posmutniałej pamięci
wciąż taka sama
21-25 stycznia 2018
etiuda powabna
na pewno wstałem prawą nogą powinno być dobrze a jednak
co skieruję wzrok w jej stronę nurza się w falach forsycji
co wyciągnę dłoń ku zbliżeniu znika pomiędzy zmysłami
czułe myśli wysyłam telepatycznie odsyła je dalej - na górskie szlaki
kokieteria marzeń? przekora subtelności?
pozostał głos zawołałem - Euterpe!
znieruchomiała
więc dalej snuję nić powoli prawie szeptem
spąsowiała ostatnia chwila zachodu aksamit nagiej symetrii już emanuje nutami serca bezwiednie rozchyla się najcichszy labirynt
a zbyt wcześnie zbudzona noc przymierza suknię wieczorową - długą do samego rana
przy tym uśmiecha się zalotnie
14-19.03.2018
orkan wskazówka barometru opada na lewo - już na poziomie dziewiątej strugi kołaczą w parapetową stal zapraszając na spacer w ulubionym deszczu
tym razem nie wyjdę lecz wejdę - w skrupuły
tu bliziutko za cienką granicą czeka na mnie duch wieloletniej troski to czuję
nieco dalej tam na Witkiewicza postać zasmucona w niej słabość którą dobrze znam
może jeszcze jakieś krzywdy do naprawienia pomyślę