Od tamtego czasu minęło ponad 15 lat i jak się okazuje, chyba jednak ten Pan nie jest odkrywcą przyczyn
stwardnienia rozsianego. Dlatego proszę się nie dziwić, że na problem badań Pana Grzeszczuka w zakresie
stwarnienia rozsianego patrzę mimo wszystko sceptycznie. Wiele miałbym pytań odnośnie do prac
naukowych tego Pana np. kto był promotorem lub kierownikiem tych prac naukowych o których się
wspomina, drugie pytanie - jak się ma teoria , że hapteny są przyczyną sm do stwierdzeń takich ludzi jak
Dr Gary Franklin, neurolog z University of Washington School of Public Health and Community Medicine w
Seattle który powiedział, że ani fakt, iż ma się podatne geny, ani wystawienie na działanie samych
czynników środowiskowych nie wystarczy, by wystąpiła choroba.
Podobnie Mike O'Donovan, dyrektor naczelny Stowarzyszenia Stwardnienia Rozsianego, powiedział,
że należy pamiętać, iż trzeba więcej niż jednego czynnika, aby osoba podatna genetycznie na SM,
zapadła na tę chorobę itd., etc.
Na stronie http://www.haptens.republika.pl/haptenology_pl.html można sporo poczytać o
haptenologii i o tym, że w marcu 2002 r. Pan Grzeszczuk założył pierwszy w świecie naukowo-badawczy
Instytut Haptenologii. Nie doczytałem ilu pracowników naukowych pracuje w tym Instytucie. Tu nasuwa się
również pytanie - jeśli ten pan szefuje instytucji naukowej, to dlaczego na kilku międzynarodowych zjazdach
- o czym sam pisze na swojej stronie internetowej- albo nie dostał zaproszenia, albo nie wyrażono zgody na
jego uczestnictwo, albo ....właśnie dlaczego?
A co ciekawe, na swojej stronie www pan Grzeszczuk pisze tak:
"Ponadto informuję, że zamieszkała w USA dr Joanna Woyciechowska, specjalista neurolog, znająca
wszechstronnie stan światowej wiedzy medycznej o stwardnieniu rozsianym, napisała książkę pt.:
"Przewodnik dla osób ze stwardnieniem rozsianym". Na stronie 196 napisała, cytuję fragmenty: "Tuż przed
zakończeniem opracowywania tego Przewodnika, 12 sierpnia 2002 r. otrzymałam z Polski świeżo
wydrukowaną książeczkę pt.: "Haptenologia dla dorosłych" autorstwa Jerzego Grzeszczuka, znanego mi
osobiście autora wielu prac naukowych na temat chemicznego oddziaływania ludzi na siebie za pomocą
znanych naukowcom haptenów..."
"...Koniecznie zapoznaj się z tą książeczką..."
"...Badania pana Grzeszczuka są fascynujące i mają ogromną naukową przyszłość..."
"Dzięki panu Grzeszczukowi rozumiem teraz, dlaczego wielokrotnie stan moich pacjentów
leczonych w domu nie poprawiał się. Zabrani do szpitala na zupełnie identyczną kurację zdrowieli wprost w
oczach. Taka poprawa może stać się i Twoim udziałem...".
Koniec cytatów.
Zatem co, czyżby zamieszczenie w przewodniku -"Sobie Moc" informacji o haptenach, zostało
wykorzystane na wyżej podanej stronie internetowej do dowartościowania teorii haptenowej? I już ostatnia
uwaga - zastanawiam się czy Pani Doktor przekazując tak szeroką wiedzę o
problemach związanych ze stwardnieniem rozsianym, nie pozostawia chorego na głębokiej wodzie, może
zagubionego, a może zdegustowanego, bo nadmiar informacji może paradoksalnie okazać się dezinformujący.
Czy nie lepiej, aby Autorka znając doskonale temat podeszła do pewnego typu informacji bardziej selektywnie,
dedykując choremu sprawdzone rozwiązania na większej grupie chorych?
Słyszę już odpowiedź: -" ..ale przecież jednemu pomaga to, innemu to drugie. Podano wszystkie możliwości,
aby chory wybrał dla siebie tę, która mu odpowiada".
Też prawda. Niemniej uważam, że książka zyskałaby na jakiejś przejrzystości, a pewne sugestie
na jednoznaczności.
Kończąc, pragnę podziękować Pani dr Joannie Woyciechowskiej za w sumie bardzo pożyteczne,
przydatne i sympatyczne w czytaniu opracowanie.
Życzę Pani Doktor dużo zdrowia, szczęścia, a także satysfakcji z pełnionej dla naszej internetowej - i nie
tylko internetowej - wspólnoty chorych na SM, roli internetowego neurologa rodzinnego. Bo takim
również lekarzem - uważam - jest Pani dr Joanna Woyciechowska.
Wiktor Mazurkiewicz
mąż Bożenny, chorej na sm od 47 lat
i właściciel niniejszej witryny internetowej

Moje przemyślenia nt. przewodnika dla osób chorych na SM pt.
"SOBIE MOC" napisanego przez specjalistę neurologa dr Joannę Woyciechowską.
W 1987 roku Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich wydał książkę pt."Próby leczenia stwardnienia
rozsianego". Jest to tłumaczenie z j.angielskiego pracy zbiorowej przedstawiającej obszerny opis prób leczenia sm
począwszy od metod dawnych do współczesnych i obejmującej przestrzeń czasową około 120 lat. Podoba mi się
to opracowanie ze względu na szerokie ujęcie tematu i przedstawienie go w sposób lapidarny, konkretny i bardzo
przejrzysty. Prawie każda metoda leczenia / a jest ich grubo ponad 100/ w opisie zawiera nazwę leku lub metody,
zwięzłe określenie preparatu lub metody, teoretyczne uzasadnienie, ryzyko stosowania, koszty i najważniejsze na
końcu wnioski. Z uwagi na znikome postępy w leczeniu sm książka ta mimo upływu 20 lat nadal jest aktualna,
choć pewne metody i leki zostały już przez medycynę zweryfikowane.
Wspominam dlatego o tej książce, gdyż przewodnik "Sobie moc" zawiera podobnie szeroki przegląd, lecz trochę
innego leczenia mianowicie - jak pisze Autorka - leczenia inaczej czyli szeroko pojętej rehabilitacji.
Oczywiście są też opisy konkretnych leków np. interferony z wnioskami, które Pani Doktor mogła postawić po
kilkunastu latach ich stosowania. Jest też dość obszerny opis różnych diet. Tu chciałbym dodać od siebie, iż
z perspektywy prawie 40-letniej choroby mojej Bożenki widzę jak te diety się zmieniają.
Na przykład w tej książce neurolog Ewa Hankiewicz zaleca unikanie mleka. A w pierwszych latach choroby
mojej Bożenki, gdy szukając wszędzie i wszystkiego natrafiłem na dietę dr Eversa, który zalecał m.in. picie
świeżego mleka, codziennie jeździłem wtedy tramwajem na obrzeża miasta, aby przywieźć Bożence 2 litry
świeżego krowiego mleka.
Przeglądając dalej tę książkę spotkamy opis co to jest sm, różnorakie ćwiczenia rehabilitacyjne jak joga, Tai-Chi
czy Chi-Gong, zestaw sugestii, alergie w sm, dalej o psychoneuroimmunologii czyli o wpływie naszych myśli i
uczuć na układ immunologiczny i stan zdrowia, o roli duchowości w naszym życiu, o medycynie subtelnych
energii / akupunktura i akupresura/ oraz szeroki opis przykładów ludzi, którzy swoją postawą życiową pomagają
sobie w walce z sm. Ponadto książka zawiera sporo mądrych myśli, które każdy z nas - ludzi zdrowych i
chorych - mógłby sobie
przyswoić i spróbować według nich żyć. Jednak forma przedstawienia tej szerokiej wiedzy przez Autorkę jest
zdecydowanie inna, niż we wspomnianych wyżej "Próbach leczenia stwardnienia rozsianego".
Tutaj książka napisana jest raczej beletrystycznie - rozwlekle, z wieloma wątkami dygresyjnymi / np. Biblia/.
Znaczna część książki przepełniona jest sugestiami i zaleceniami w zakresie terapii psychologicznych. Generalnie
zgadzam się, że nastawienie psychiczne w tej i innych chorobach ma bardzo ważne znaczenie i ta forma terapii
przy braku środków farmakologicznych powinna być stosowana. Ba, jest dowiedziona siła pozytywnego myślenia.
Jednak w szczegółach mam prawo mieć pewne wątpliwości.
Otóż Autorka przytacza w książce spostrzeżenie z oddziału gruźliczego, w którym pacjenci podzieleni byli
na dwie grupy chorych - pierwsza nastawiona optymistycznie do życia żyła w przekonaniu, że pokona chorobę.
Druga grupa, nastawiona raczej pesymistycznie przygotowana była na chroniczną chorobę i nieciekawy finał.
Zawsze, gdy na oddział przychodził nowy pacjent obie grupy niejako rywalizowały ze sobą o jego pozyskanie.
Autorka pisze:
"Od tego, czyim wpływom osoba ta ulegnie i jakie wyrobi sobie nastawienie
do siebie w chorobie, w dużym stopniu zależy jej dalszy los".
Dlaczego pisząc o sile pozytywnego myślenia, nic nie wspomina się tu o typach osobowości według klasyfikacji
Hipokratesa. Bo jeśli jestem urodzonym melancholikiem ze skłonnościami do depresji to jako chory na gruźlicę na
pewno pójdę do drugiej grupy na oddziale gruźliczym.
I żadna grupa nie namówi mnie na optymistyczne spojrzenie co do dalszych rokowań. Mówię o tym, gdyż znam
sporo ludzi, którym przedstawiona diagnoza o stwardnieniu rozsianym, skutecznie podcięła choć odrobinę
posiadanego optymizmu życiowego.
Nawet wprowadzenie takiej osoby na siłę do grupy optymistycznej, wątpię aby przyniosło oczekiwany
skutek. Każdy z nas ubrany jest w garnitur genetyczny, którego nikt z nas nie ma możliwości zdjąć z siebie,
ani zamienić na inny.
Prof. Janusz Czapiński - psycholog społeczny mówiąc o genetycznym uwarunkowaniu mówi tak: - "Każdy z
nas dziedziczy odpowiednio wydajny generator sił witalnych. Im mocniejsza z niego maszyna, tym ma
większą zdolność do radzenia sobie z przeciwnościami i do czerpania satysfakcji /.../ To właśnie dzięki genom
czasem nawet w trudnej sytuacji udaje ci się zachować optymizm". Tyle profesor w kwestii tych "dobrych"
genów. A co ci, którzy mają geny "pesymistyczne"? Przecież nie zdejmą ich z siebie i nie zamienią na inne...?
Nie znam się na psychologii, a piszę to tylko z moich skromnych obserwacji, gdzie chorym na sm dużo
perswadowano i z melancholika chciano zrobić sangwinika, albo może inaczej - do tzw. urodzonego
pesymisty chciano wlać trochę optymizmu. Bezskutecznie.
Natomiast jeśli tak się u kogoś stało, że chory nabrał po jakimś czasie szczyptę optymizmu i "wiatru w żagle",
to wydaje mi się, iż te dobre geny z początku "związane" z powodu stresu na postawioną diagnozę, zostały po
jakimś czasie uwolnione. Powiedzmy że uwolnione, wskutek pozytywnego myślenia.
Ale to tylko takie moje dyletanckie rozważania.
Co jeszcze, otóż uważam, że książka zawiera przesadnie dużo przykładów z życia chorych, które wiadomo
jak to w życiu - u każdego nie muszą się sprawdzić podobne objawy, reakcje czy zachowania..
Mówi się - ilu chorych, tyle odmian choroby. A poza tym już gdzieś na mojej stronie internetowej napisałem,
że znałem chorych, którzy wszystko robili co książki zalecają, na głowie by stawali, a niestety już ich nie ma
wśród nas. A są też chorzy, którzy za wiele albo żadnych ćwiczeń rehabilitacyjnych nie uprawiają, alkohol
od czasu do czasu, a i papieroska zapalą i jakoś - dzięki Bogu- mają się względnie dobrze.
Jest jeszcze jeden temat, który w moim odczuciu obniża wiarygodność tej pożytecznej książki.
Chodzi mi o poruszony problem haptenów w stwardnieniu rozsianym i zaawizowanie go przez Autorkę tak
poważnie. Pani dr Joanna Woyciechowska pisze:
"Tuż przed zakończeniem opracowywania tego Przewodnika, 12 sierpnia 2002 r. otrzymałam z Polski
świeżo wydrukowaną maleńką książeczkę pt."Haptenologia dla dorosłych"- autorstwa Jerzego Grzeszczuka,
znanego mi osobiście autora wielu prac naukowych na temat chemicznego oddziaływania ludzi na siebie za
pomocą znanych naukowcom haptenów".
Dalej Pani doktor pisze: - "Koniecznie zapoznaj się z tą książeczką".
Tak się składa, że ja tego Pana też poznałem osobiście, kiedy to on znalazł mnie w Elblągu w
miejscu pracy, oferując pomoc w leczeniu chorych na sm. To był rok chyba 1992. Wtedy pełniłem funkcję
przewodniczącego nowo powołanego Oddziału Wojewódzkiego PTSR w Elblągu. Zaskoczony byłem tą wizytą.
Po wysłuchaniu wywodu nt. haptenów
poleciłem temu panu lekarzy neurologów mówiąc, że ja na leczeniu
się nie znam, bo się po prostu nie znam. Też otrzymałem jakąś książeczkę. W sumie odniosłem mieszane
wrażenia z tej rozmowy. Tym bardziej, że wcześniej, bo chyba w 1989 roku / data stempla pocztowego jest
niewyraźna/ - od Pana Grzeszczuka otrzymałem kartkę pocztową zaadresowaną do Towarzystwa Walki z
Kalectwem w Elblągu z następującą treścią:
"Prawdopodobnie odkryłem przyczyny i sposób leczenia SM.
Mogę przedstawić rezultaty na konferencji naukowej lub odczycie.
Szukam zainteresowania i pomocy. Jerzy Grzeszczuk...."



Podstronę utworzono 18 września 2005
Zaktualizowano 8 listopada 2015
Zapraszamy
na podstronę
o nas