Przyrzeczenie lekarskie
Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł lekarza
i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam:
- obowiązki te sumiennie spełniać;
- służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu;
- według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom,
a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość,
poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując
im należny szacunek;
- nie nadużywać ich zaufania i dochować tajemnicy lekarskiej nawet po śmierci chorego;
- strzec godności stanu lekarskiego i niczym jej nie splamić, a do kolegów lekarzy odnosić
się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując
bezstronnie i mając na względzie dobro chorych;
- stale poszerzać swą wiedzę lekarską i podawać do wiadomości świata lekarskiego
wszystko to, co uda mi się wynaleźć i udoskonalić.
PRZYRZEKAM TO UROCZYŚCIE!
8 marca 2006 - środa
Od kilku dni mrozy; dziś - 11 stopni, za to w dzień piękne wiosenne słońce.
Z domu zabieram flakon do kwiatów, po drodze kupuję w "Azalii" 7 róż żółtych z czerwonymi
brzegami - piękne; bez przybrania tylko biała, cienka wstążka i jadę do Bożenki. Gdy wchodzę na
salę, Bożenka leży z zamkniętymi oczami czekając na poranną toaletę. Uśmiechnęła się, gdy
powiedziałem co to dziś za święto i złożyłem Jej życzenia. Śpieszyłem się do pracy. Powiedziałem, że
przyjdę później. Gdy szedłem korytarzem i zbliżałem się do wyjścia usłyszałem:- Cześć tatusiu - to
nasz syn wchodził do miejsca swojej pracy. Ja byłem zaskoczony, że go nie zauważyłem, a on chyba
że tak wcześnie mnie zobaczył, choć w krytycznych dniach bywałem w szpitalu na korytarzu przy
OIOM-ie o wiele wcześniej, bo o 6;30.
Potem wpadam do Bożenki w samo południe. Pielęgniarki dziękują za ciasto, które im dziś
zafundowałem. Wieczorem zacząłem Bożence podawać sok Bobo Frut, aby ćwiczyć przełykanie.
Kilka razy się zakrztusiła, ale z 10 łyżeczek od herbaty wypiła. Oczywiście podawałem sok w ilości
zaledwie kilka kropelek na czubku łyżeczki. Po tym przełykaniu od razu znikły białe plamy na
języku. Cieszę się z tego, a i Bożenka ma w ustach chyba inny, normalny smak.
Po godzinie 22. układamy Bożenkę do snu, wycałowuję buźkę i ......do jutra.
9 marca - czwartek
Dziś 8 stopni mrozu. Z rana zdążyłem Bożence coś tam opowiedzieć, gdy weszła pielęgniarka i
powiedziała, że zabiera Ją na rentgen. Wtedy opuściłem szpital. Ponownie zjawiłem się dopiero
po 16. Ułożyliśmy Bożenkę - na moją prośbę - na prawym boku, odleżyna jest zapudrowana i jakby
bardziej sucha, ale wietrzę ją, gdy tylko mogę to robić. Jutro mam iść na laryngologię / VI piętro/ -
udzielą mi instruktażu jak konserwować i w ogóle obchodzić się z tą rurką tracheostomijną.
Po 20-tej ułożyliśmy Bożenkę znów na prawym boku, gdyż muszę "wietrzyć" czyli leczyć odleżyny.
Są zdecydowanie w lepszym stanie. Tak Bożenka poleżała do 22;20 kiedy to przywołałem
pielęgniarki, które zawsze czekając na moje wezwanie, są zawsze chętne /w końcu przez kilka
godzin wyręczam je z opieki nad Bożenką czuwając przy Niej/ i ułożyliśmy Bożenkę na wznak do
snu.
Ostatnie czynności pozostawiają mnie wiedząc, że ja zrobię to tak, jak Bożenka lubi najbardziej,
a więc jasiek pod głowę, ręce pod kołdrą, nóżki lekko rozchylone i pampers rozpięty.
Buźka .. i dobranoc, do jutra.
10 marca - piątek
Temp. -8 stopni mrozu.
Z rana idę na laryngologię, gdzie pielęgniarka oddziałowa instruuje mnie jak postępować z rurką
tracheostomijną. Potem wracam i idę do lekarki prowadzącej /zastaję u niej syna/ z zapytaniem
kiedy wypiszą Bożenkę, więc z uwagi na trwającą terapię antybiotykową dopiero termin realny jest
wyznaczony na poniedziałek. Następnie u Bożenki zjawia się syn i szkoli mnie w podawaniu
pożywienia do sondy. Już nie proszę pielęgniarki, której najczęściej asystowałem, tylko sam biorę
strzykawkę i nabieram jogurtu i podaję do sondy. Pierwsza lekcja w nowej rzeczywistości.
"Dyżur" przy Bożence kończę dziś o 22;30 - Bożenka układana jest na wznak, buźka i ... dobranoc.

Ostatnia strona kalendarium


11 marca - sobota
Rano -8 st. mrozu, dziś około godziny 15-tej minie miesiąc jak Bożenka znalazła się pierwszy raz w
życiu i oby ostatni na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii /OIOM/. Sobota - godz. 8;15
Małgosia zjawia się u mnie i przed 9-tą jesteśmy u Bożenki. Oczywiście Bożenka uśmiecha się, a
Małgosia z radością patrzy na zmianę wyglądu i zachowania się Bożenki w porównaniu z ostatnim
razem sprzed kilku dni. Zaraz myjemy włosy i głowę - 2 razy nizoralem i raz zwykłym mydłem
toaletowym, gdyż tak przetłuszczone włosy nie chciały poddać się nizoralowi / nie chciał się pienić/.
Przy myciu włosy wychodziły pękami. Pielęgniarka potem powiedziała, że tak może być od
antybiotyków. Myślę, że i od tych antybiotyków i od braku pielęgnacji, gdyż tam gdzie były i są
jeszcze strupy poodleżynowe, najwięcej ich ubyło. Po myciu Bożenka jest śpiąca, a ja odprowadzam
Małgosię do wyjścia, gdyż wyjeżdża już do Gdańska. Wracam do Bożenki. Obcinam i piłuję
paznokcie u rąk.
Po południu, gdy zjawiłem się o 16;45. Bożenka leżała uśmiechnięta i czekała na mnie. Po kolacji
Bożenka zasnęła. W sali, w której cały czas jest Bożenka są trzy łóżka monitorowane;
jedno łóżko jest puste, a jedyny sąsiad cały czas słucha muzyki z "Radio Zet". A ja przed chwilą
śpiewałem Bożence tak cichutko razem z radiem -"You were always on my mind"- ale Bożenka
zaczyna znów spać. Może słyszy jak Jej śpiewam i to Ją usypia. Tylko Ona to wie. Po 21;45 Bożenka
układana jest na wznak i będzie zaraz spała. O 22-giej wychodzę do domu.
12 marca - niedziela
U Bożenki jestem o godz.10;50. W ciągu dnia nic szczególnego. Wieczorem po kolacji Bożenka śpi,
a ja sobie przy Niej siedzę i śpiewam z zespołem Combi - "nasze randewu"- ale tak cichutko, żeby
tylko Bożenka słyszała. O 19;45 Bożenka leży na prawym boku. Pilnuję godziny i o 20;30 Bożenka
dostaje 200 ml soku wieloowocowego Bobo Frut. O 22-ej proszę dziewczyny, żeby Bożenkę położyły
do spania na wznak i Bożenka za chwilę tak sobie leży. Jeszcze poprawiam ułożenie jaśka pod
głową i wychodzę o 22;20 wyłączając światło w sali.
Pielęgniarkom, które są w pokoju socjalnym mówię Dobranoc i proszę, żeby zaglądały do Bożenki
i sprawdzały czy jest potrzeba odessania flegmy.
13 marca - poniedziałek
Rano - 4 stopnie mrozu.
Telefonuję do szpitala czy Bożenka na pewno dziś wyjdzie, pielęgniarka nie wie, ale mówi:
"złożyłyśmy życzenia imieninowe pani Bożence". Po takiej informacji wiedziałem co robić,
udałem się do najlepszej cukierni i kupiłem dwa torty. Taksówkarzowi kazałem jechać do domu,
bym mógł zabrać ciuchy dla Bożenki, gdyby dziś wychodziła.
W szpitalu na korytarzu spotkałem lekarkę i dowiedziałem się, że w moczu znów wykryto jakąś
bakterię, no i dopiero jutro możliwy jest wypis. Oczywiście Bożenka jest zawiedziona pozostaniem
w szpitalu. Po kilkunastu minutach wyszedłem od Bożenki. Po pracy, gdy wracałem do domu,
wstąpiłem do kwiaciarni. Kupiłem 13 pięknych, lekko rozwiniętych róż w kolorze łososiowo- żółtym
/Bożenka takie lubi/. Z domu zabrałem wazon z bordowymi aplikacjami pasujący do żółtych róż i
przed 17-tą byłem u Bożenki.
Bożenka patrzyła na mnie uśmiechnięta. Lecz ten nastrój imieninowy trochę zepsuła lekarka,
która zapytała mnie czy Bożence zostawić cewnik założony ponad 4 tygodnie temu. Powiedziałem:
- absolutnie nie. Cewnik był konieczny na OIOM-ie, gdy Bożenka była nieprzytomna, a potem już
został, i z tym musiałem się zgodzić, choć przy przyjęciu do szpitala wszem i wobec głosiłem, żeby
nie zakładać Bożence cewnika.
Teraz lekarka oznajmiła mi, że mogą być kłopoty po tak długim korzystaniu z cewnika; Bożenka
może już nie siusiać sama. Po godzinie 17-tej usunięto cewnik i zaczęły się chwile niepewności.
Czekam. O 20;30 sprawdzam pampersa i wszystko OK., Bożenka zrobiła siku. Z radości zaraz
dzwonię do Małgosi do Gdańska. O 21;00 Bożenka dostaje Actimel i 1 but. Soku Bobo Frut,
a o 21;15 już leży na prawym boku. Zbliża się godzina 22. Bożenkę kładziemy na wznak,
pielęgniarki zmieniają pampersa, pudrują pachwinki i ... Bożenka ułożona do snu.
W domu byłem nawet wcześnie, bo o 22;40.
14 marca 2006 - wtorek
Temp. na dworze - 6 stopni. Około 12 w południe jestem u Bożenki, gdyż powiedziano mi wcześniej,
że dopiero po 13-tej Bożenkę wypiszą. Minęła 13. i nic. Dopiero przed 15-tą pielęgniarka
powiedziała, że już czas na panią Bożenkę i zaczęliśmy Ją ubierać. Przyszedł też Adaś. Razem w
piątkę dwie pielęgniarki oraz Bożenka, Adaś i ja zjechaliśmy na parter /Bożenka na swoim
łóżku/. Tam już prosta droga do drzwi wyjściowych i karetką pogotowia - ja przy Bożence -
pojechaliśmy do domu. Około 15;30 oboje - Bożenka i ja - byliśmy w domu.
Szczęśliwy i przestraszony nową sytuacją zabrałem się do rozbierania Bożenki. Ale wszystko
dobrze zaczęło się dziać. W tym dniu, w ciągu zaledwie 5-6 godzin popołudniowo-wieczornych
odsysałem flegmę Bożence chyba ponad 20 razy. Może byłem przejęty sytuacją...
ale też i była - wg mnie - taka potrzeba.
Koniec
P o d s u m o w a n i e
Przeglądając wszystkie trudne sytuacje w których znalazła się Bożenka nie sposób nie odnotować tych,
które zadecydowały o dramacie tamtego czasu.
Na przykład takie informacje, które docierały do mnie i fakty, które miały miejsce:
- ratowanie Bożenki nie ma sensu, bo to tylko przedłuża Jej cierpienie
- kilkudniowy stan w którym Bożenka była nieprzytomna
- jeśli pokarm, którym Bożenka zakrztusiła się wejdzie w kanaliki drzewa oskrzelowego
i dodatkowo zostanie tam wciśnięty przez podawany tlen z respiratora, to skutki
mogą być tragiczne
- po odłączeniu respiratora Bożenka sama nie chce oddychać i dusi się, wtedy znów
trzeba podawać tlen; jest zagrożenie, iż organizm w ogóle nie będzie chciał sam
podjąć czynności związanych z oddychaniem i wtedy respirator będzie podtrzymywał
życie Bożenki
- zrobiły się odleżyny na pupie, na uszach i głowie; podobno przy wysokiej gorączce
i niskim ciśnieniu odleżyna robi się prawie błyskawicznie i trudno to upilnować
- wyjątkowo niekorzystna infekcja jakiej Bożenka uległa na OIOM-gorączka 38,7
- założenie rurki tracheostomijnej
- założenie przetoki żołądkowej /sonda do karmienia z pominięciem przełyku/
- zapalenie płuc
- opuchlizna całego ciał podczas pobytu na OIOM-ie, lekarze nie bardzo wiedzą co jest przyczyną
- infekcja dróg moczowych
- zagrożenie, że po ponad 30-dniowym korzystaniu z cewnika, Bożenka będzie już musiała go mieć na stałe
Reasumując;
odniosłem wrażenie, że lekarze i pielęgniarki w pierwszej fazie pobytu Bożenki w
szpitalu traktowali Ją jako spisaną na straty, "bo to przecież stwardnienie rozsiane".
I myślę, że dlatego została pozostawiona 11 lutego 2006 roku bez pomocy, gdyż Jej organizm
- wg nich - wyniszczony trwającym ponad 30 lat stwardnieniem rozsianym, nie miał szans,
by poradzić sobie. Tylko moja interwencja zmieniła - bez wątpienia - tragiczny finał.
A jednak Bożenka z wszystkimi niebezpieczeństwami się uporała. I to na pewno było wielkim
zaskoczeniem dla tych, którzy odeszli od łóżka nieprzytomnej wówczas Bożenki pozostawiając Ją
samej sobie. Dlatego moje zdanie na temat leczenia tzw."przypadków beznadziejnych" zawsze
będzie takie same: - o życie pacjenta należy walczyć do końca.
A dla lekarzy powinna to być kolejna nauczka, aby bez względu na zawodowe kalkulacje,
racje, naukowe precedensy i inne uwarunkowania w tym finansowe / NFZ/, leczyć, nieść pomoc,
podtrzymywać przy życiu.
Bo w przysiędze Hipokratesa nie rozróżnia się wśród chorych - młodego i starego, rokującego
nadzieję i beznadziejnie chorego, biednego i bogatego.
Niestety, od czasu do czasu docierają do nas informacje o sprzeniewierzeniu się złożonej
przysiędze - o nieuczciwości, o dewiacjach moralnych w świecie lekarskim / uśmiercanie chorych w
karetkach pogotowia, zakamuflowana eutanazja, uzależnienie leczenia od zasobności finansowej
chorego/.
Szczególnie adresuję moje słowa do rodzin naszych chorych na SM, gdzie
niejednokrotnie chory zdany na osoby drugie, nie jest w stanie sam decydować, sam walczyć o
swoje prawa, o swoje życie.
Proszę bądźcie zawsze - na ile wam czas pozwala - przy łóżkach swoich chorych, gdy oni trafią do
szpitala.
Wracając do choroby Bożenki byłbym nieuczciwy i nieobiektywny, gdybym nie nadmienił,
że ten sam personel widząc jak organizm Bożenki walczy o życie, mimo wszystko dużo zrobił,
by pomóc Jej w tej walce. Za to jestem lekarzom i pielęgniarkom wdzięczny.