10 stycznia 2006
Ten rok rozpocznę głosem moralizatorskim:
Dwie zagrody - jedna dobrze wyposażona, wygodne legowiska, oświetlenie, nowoczesne ogrzewanie,
druga - pusta, tylko na środku koryto z żarciem.
Którą zagrodę wybierze zwierzątko -odp; tą drugą z żarciem, choć potem niewygoda i chłodno.
*****************
Inny przykład:
Dwa mieszkania - jedno nowoczesne, świetnie wyposażone, kino domowe, komputer, nowoczesne
umeblowanie, stylowe przestrzenie, .....
drugie - zwykłe, raczej skromne, wyposażenie standardowe, bardzo ciekawe kwiaty i inne rośliny
ozdobne, przebogate zbiory, setki książek, fortepian i dziwnie sympatyczna, rzucająca się w oczy
ciepła, aura.
Które mieszkanie wybierze osoba ....no powiedzmy w średniodojrzałym wieku ?
Tu sprawa nie jest prosta i ręczyć za jednoznaczną odpowiedź nie mogę. Ale z dużą dozą
prawdopodobieństwa zakładam, że na to pierwsze, luksusowe mieszkanie rzuci się osoba
nastawiona na dobra materialne, konsumpcyjne, o raczej prostej filozofii życia. W końcu książki można
sobie kupić, fortepian też. Na drugie, mieszkanie reflektować może osoba doświadczona, o przebogatej
wiedzy, empatycznie nastawiona do świata, lubiąca piękno, muzykę, a książki - to jej pasja.
Przepraszam za porównanie upodobań ludzkich z instynktem zwierzęcym, ale to tylko dla celów
- jak wspomniałem - moralizatorskich.
********************
I jeszcze jedna scenka; niejedna dziewczyna, gdy przekroczy stosowny wiek i życie zaczyna jej uciekać,
a chodzi dość długo z chłopakiem, którego kocha - spotyka nagle na swojej drodze innego mężczyznę,
którym na moment została olśniona, ale to olśnienie trwa. I w końcu stoi przed życiowym dylematem -
którego ma wybrać.
W takiej sytuacji prawie zawsze będzie szukać porady, gdzie ? u swojej mamy, przyjaciółki.
I na pytanie; - no to jak mi radzisz, z którym mam się związać, bo nawet śniło mi się, że to ma być ten
drugi?
Padną różne wypowiedzi, lecz znów z jakimś prawdopodobieństwem będą takie trzy:
1) Jeśli ci się tak podoba, to się wcale nie zastanawiaj tym bardziej, że lata ci uciekają.
2) A jakie on ma wykształcenie, a mieszkanie? A finansowo jest dobrze ustawiony?
3) Wiem, że cały czas kochasz tego pierwszego. Więc zastanów się i zapytaj swego serca.
Ad.1. Ta odpowiedź świadczy, że osoba wypowiadająca się nastawiona jest raczej na epikurejski styl życia
- przyjemności, uciechy.
Ad.2. Ta osoba widzi tylko dobra materialne. Liczy się tylko konsumpcja - tak można krótko spuentować.
Ad.3. Ta osoba - to jestem ja. Wartości duchowe, blask piękna, które bije z serca kochającego, i choćbym
miał do dyspozycji wybór bogactwa i uciech, to wybieram skromność, uczciwość, a nade wszystko
wierność i miłość. Mówię tak z głębokim przekonaniem, bo dożywam starości i takie wartości dane
mi było wybrać i mimo sporych przeciwności losu jestem w życiu człowiekiem szczęśliwym.
Jaki morał z tego - świat byłby nudny, gdyby wszyscy myśleli, czuli i wybierali jednakowo.
Na ten Nowy 2006 Rok życzę wszystkim czytającym tę stronę Bożego
błogosławieństwa, niczym nie zakłóconego spokoju ducha. Zdrowia.

2006 rok - koniec blogu
16 stycznia 2006
1. Już od dłuższego czasu nie korzystam z gg. Dziś już tylko albo z bratem lub z bratankiem
wymieniam zdawkowe informacje. Nawet moje dane w katalogu publicznym usunąłem
pozostawiając tylko płeć. Kto ma moje gg - bardzo stare sprzed 7 lat, to do mnie dotrze,
dla innych jestem "niewykrywalny" . Ale ostatnio zostawiłem słoneczko zapalone i
...wpadła wiadomość o takiej treści: hej
Odpowiedziałem tym samym: hej
Za chwilę następna wiadomość: ile masz lat?
Po krótkim zastanowieniu odjąłem sobie 23 lata i wpisałem: 40
Na to nadeszła taka odpowiedź: ale próchno, spadam
Uśmiechnąłem się i pomyślałem jaka byłaby odpowiedź gdybym wpisał prawdziwy mój
wiek. I tu kłania się to, co powszechnie jest kultywowane - młodość. I to młodość
zawężona do prawie konkretnego limitu wiekowego. Zastanawiam się czy to jest 25 lat,
czy może 30. Bo 20 - myślę zbyt mało. Już chyba wspominałem gdzieś tu, że pewna
dziewczyna na moje: - "Chyba jesteś bardzo młodziutką dziewczyną... bo taka wrażliwość
od Ciebie promieniuje" - dała mi taką odpowiedź:-
"Taka młoda to ja nie jestem, mam już 28 lat". No ale wróćmy do wieku
"próchnianego". Wcale mi z tym nie jest aż tak źle, byle tylko
zdrowie i jasny umysł pozostał. I wcale nie chciałbym przeżyć życia jeszcze raz. Fajnie
było, choć zbyt szybko to minęło, dziś dysponuję sporym doświadczeniem życiowym,
mam przebogaty bagaż wspomnień z tamtych lat, który jest moją skarbnicą i do której
coraz częściej zaglądam.
Ale dlaczego ten temat poruszam; dlatego, że pomimo zrozumienia praw młodości,
beztroski, radości, nie mogę znaleźć przyczyn braku szacunku dla starości.A jednak ten
brak szacunku nie ma zbyt długiej historii. W zamierzchłych czasach ludzie starzy byli dla
młodych autorytetami. Starszyzna rodu, plemienia była najwyższym autorytetem w danej
społeczności. W Starym Testamencie często podkreślany jest obowiązek oddawania czci
ludziom starszym. Czcij ojca swego i matkę swoją jest jednym z tego przykładów.
A gerontowie czy greccy archontowie. Współczesny nam świat odsuwa wyraźnie i bez
żenady ludzi starszych na dalszy plan, a właściwie poza plan karuzeli życia.
- szef firmy z dwóch kandydatek na wolny etat o takich samych umiejętnościach,
referencjach wybierze tą, która jest młodsza
- kobieta z dwóch atrakcyjnych facetów prawdopodobnie sięgnie po tego młodszego- na
giełdzie samochodowej łatwiej sprzedać samochód 4 letni niż ponad 10 letni ...to taka
dygresja. Nie znam się na socjologicznych uwarunkowaniach, które są powodem degradacji
wieku starczego; jedno jest dla mnie pewne, że w szalonym postępie technicznym, młodzi
się gubią, a my starzy patrzymy na to z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.
W takiej sytuacji młodzi patrzą na nas z politowaniem. Brak szacunku to jedno, ale
współczesna myśl idzie dalej, za ciosem -eutanazja, likwidować tych, których już
nic nie wyleczy.
Przykre, że dane jest mi żyć w tak posępnej aurze dla wieku dojrzałego.Tylko że dziś
człowiek młody, jutro będzie podlegał tym samym prawom starości..
2. Moja Bożenka zawsze z rana jest najbardziej "żywotna" w sensie - nie zmęczona, łatwiej
Jej przełykać pokarm, częściej się pojawia uśmiech na buzi - choć cały czas w ciągu dnia
zabiegam o to, aby mogła się uśmiechnąć. I tym bardziej jest mi smutno, że gdy Ją dziś
rano podczas śniadania zapytałem czy mnie kocha - odpowiedziała, że NIE. Trzy razy
o to zapytałem sądząc, że to tylko takie z Jej strony przekomarzanie się. Lecz za każdym
pytaniem wyraźnie wymawiała NIE. Może sobie ktoś pomyśleć, że jestem stuknięty
pisząc takie rzeczy. Oświadczam, że mało mnie obchodzą czyjeś o mnie sądy.Taki po
prostu jestem wrażliwy na słowo - KOCHAM. A coraz rzadziej do mnie ono trafia.
Moja starość .....oj starość ... tu się też chyba kłania.
3. A jednak akcent optymistyczny zawitał dziś do mnie. Chociaż optymistyczny to za mało
powiedziane - bardzo radosny; Basia Trzetrzelewska to sprawczyni odmiany nastroju,
który od początku roku - jakiś takiś. Zupełnie przypadkowo to się stało; Bożenka zaczęła
wieczorem marudzić, żeby znaleźć coś w telewizji. No i zacząłem szukać. Trafiłem na
jakiś kanał - nie wiem, co to za kanał, MTV na pewno nie - jakiś hieroglif w dolnym
prawym rogu ekranu, ale za to utwór wspaniały - zdążyłem tylko zapamiętać, że pochodzi
z 1988 roku. Słuchałem jak zaczarowany. Jednak Basia jest ewenementem, od razu
rozpoznawalna charakterystycznym głosem i muzyką. Muzyka ją zdradza. Ostatnio takie
wrażenie odniosłem kilka lat temu - może 2 lata temu, gdy pewna pani odkryła przede
mną Cohena, a potem zaserwowała jeszcze Gordona Haskella. Też wtedy czułem cząstkę
nieba na ziemi. Nawet do pracy zaniosłem taśmę VHS i odtworzyłem koleżankom
"How wonderful you are", a i Cohena też koleżanki słuchały z przenośnego magnetofonu.
Dziś ta pani już się prawie wymazała z pamięci, ale muzyka pozostała. Nieśmiertelna.
No i Basia Trzetrzelewska. Zawsze ją lubiłem, ale dziś mnie uwiodła. Cieszę się
i tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejsze przemyślenia. Pozdrawiam.
18 stycznia 2006 r.
Dawno temu, w latach osiemdziesiątych zachorował dość poważnie nasz kolega.
Leżał w szpitalu, potem wrócił do domu. W domu mieszkał sam. Wypadało go odwiedzić,
więc wytypowana została do tej zaszczytnej funkcji jedna z koleżanek. Po wizycie u
chorego -chyba nazajutrz - na pytanie:- jak tam on się czuje? Padła odpowiedź:- Wiecie co?
On ma prawie puste mieszkanie, żadnego specjalnego mebla, goła podłoga etc.
Utkwiło mi to w pamięci szczególnie mocno, bo w tym samym czasie u mnie w mieszkaniu
było nader skromnie /dziś zresztą też/ a w małym pokoju miałem nawet nietapicerowane
krzesła. Kiedyś jakaś stołówka zakupiła nowe krzesła, a mi się trafiły właśnie te likwidowane z
"odzysku" .
Drugi przykład - niedawno pewna osoba informując mnie o swojej nowej znajomości w
pierwszych słowach powiedziała: ma elegancki samochód, dobrze zarabia, komfortowe
mieszkanie itd.
A mam jeszcze inne przykłady gdzie pewna osoba ciągle podkreśla jakie to w domu jest u niej
wyposażenie a to .....umywalka za 2400 zł, a to pstro ...itd.
A gdzie są wartości inne niż materialne, bo te są u mnie najważniejsze
I one są w ogóle najważniejsze na tym szarym, choć i kolorowym, zakłamanym choć i
pełnym miłości świecie.
Ja na naszej stronie internetowej też miałem sposobność zaprezentowania mojej ukochanej
żony; proszę zobaczyć co dla mnie było kiedyś i do dziś jest najważniejsze;
"Moja Bożenka właśnie dlatego jest moja, bo gdy Ją poznałem
miała nie tylko ładną buzię, piękną cerę, lecz przede wszystkim przepiękny
charakter. Cechowała Ją wyjątkowa kobiecość i była dla mnie zawsze
najukochańsza. Najbardziej ujęła mnie swoją skromnością, prostotą i prawie
że marginalnym zainteresowaniem sprawami materialnymi".
www.mazurkiewicz.com.pl/sm.html
Tak pisałem w marcu 2004 roku nie wiedząc, że dziś poruszę ten temat. A ludzie, dla których
ważniejsza jest szwedzka podłoga, od biblioteczki z książkami ciągle są, i jakby ich wciąż
przybywało. Niech im te podłogi, nawet z desek dębowych przynoszą szczęście. Bo u mnie
płytki PCV są od 1975 roku i chyba ze mnie jest nieudacznik, albo niezaradna fajtłapa.
Pozdrawiam.
25 marca 2006 r.
1. Dzisiejszy dzień zaliczam do bardzo owocnych. Z rana obciąłem czyli skróciłem Bożence włosy,
"sfatygowane" szpitalną mordęgą. Potem solidna kąpiel pod prysznicem. Niestety strupy na głowie -
pozostałość po OIOM-owskich odleżynach - jeszcze są, choć coraz mniejsze. Na śniadanie Bożenka
zjadła po raz pierwszy od prawie 2 miesięcy troszkę jajecznicy z chlebem popijając herbatą. Na kilka
kęsów tylko 2 razy się zakrztusiła. Potem kawałek pysznego ciasta z ekskluzywnej " Marysieńki"
i kilka łyżeczek kawy z expresu. Podobnie było na obiad, ale ze schabowym - pokrojonym na
malutkie 1 centymetrowe kosteczki - było gorzej; bardziej ja to przeżywałem niż Bożenka. Zjadła tylko
troszkę. Bałem się; reszta poszła na mix i do sondy. Te dzisiejsze "konsumpcje" można określić tylko
jednym słowem - sukces. Dla mnie to nadzieja na powrót jakiejś normalności w jedzeniu.
2. Cały czas rozmyślam o sytuacji sprzed miesiąca, gdy Bożenka znajdowała się w szpitalu w bardzo
ciężkim stanie. A dziś patrzy ślicznie na mnie i od czasu do czasu - gdy Jej coś śmiesznego
opowiadam - uśmiecha się. Na pewno napiszę coś na ten temat na mojej stronie.
Jak wspomniałem, to wszystko wg mnie, ma znamiona cudownego ozdrowienia.
3. Jutro Adasia urodziny i gdyby nie Bożenka, Adasia by nie było na tym świecie.
Więc Bożenka już dziś dostała ode mnie 16 róż / kupiłem 15 sztuk, a szesnastą dostałem od
kwiaciarki gratis, bo została w pojemniku już tylko 1 - ostatnia /. W tej kwiaciarni kupowałem już
kwiaty 8 i 13 marca. Dlatego chyba kwiaciarka tak do mnie powiedziała:
- Pan chyba bardzo kocha kwiaty -
Odpowiedziałem:- Proszę pani, ja bardzo kocham moją żonę.
O wycałowaniu buźki Bożenki nie powinienem pisać, bo bez okazji robię to prawie co chwila.
Ale muszę napisać, gdyż całując Bożenkę, cieszy mnie to, że już powoli Bożenka zaczyna pachnieć
Bożenką, bo w szpitalu pachniała szpitalem.
4. Jeden problem jeszcze jest do rozwiązania - w nocy nie mogę zbyt spokojnie spać, gdyż Bożenka
mając rurkę tracheotomijną nie może mnie zawołać. Więc wstaję profilaktycznie częściej niż zawsze
dotąd i sprawdzam czy Bożenka śpi, lub czy może czeka aż ja przyjdę coś Jej poprawić.
Muszę coś wymyślić. Nawet chciałem spać w tym samym pokoju, co Bożenka, ale Ona nie chce :-(
Martwi mnie tylko jakaś infekcja bakteryjna w moczu. Choć posiewu nie było, wyczuwam to po
zapachu moczu. Bo odleżyny poojomowskie na pośladkach, codziennie naświetlane lampą Bioptron,
wyraźnie zmniejszają się.
5. Jakiś entuzjasta teorii haptenowej zagląda do mojej Księgi Gości, wyszukuje adresy emailowe tych
osób, które piszą, że też chorują na sm i wysyła do nich adres internetowy strony o haptenach.
Nieźle to sobie wymyślił ten ktoś, żeby tylko ludziom namieszać haptenami. Bo niektóre osoby
zapytują mnie, czy to ja przypadkiem nie jestem nadawcą - otóż oświadczam, że pseudonaukowa
teoria haptenowa mnie absolutnie nie interesuje. Zwłaszcza w stwardnieniu rozsianym.
Pozdrawiam serdecznie i wiosennie wszystkich zaglądających na tę stronę"Aktualności"
Z przykrością informuję, że "Aktualności" nie będą kontynuowane.
Stałych bywalców - a grono ich nawet pokaźne - przepraszam.
Jednocześnie zapraszam serdecznie na inne podstrony,
choćby na sąsiednie "Cudze myśli" oraz "Przeplatane",
które będę starał się nieco "ożywić" miłością, uczciwością, wiernością...
a więc tym, co w życiu najcenniejsze.
18 marca 2006 r.
1. Moja najukochańsza Bożenka po 5 tygodniach ciężkiej choroby wróciła ze szpitala do domu.
Może kiedyś coś o tym napiszę, ale dziś wiem jedno - Jej powrót do zdrowia ma znamiona
cudownego ozdrowienia. Lekarze nie dawali Jej szans, pielęgniarki teraz przyznały, że wtedy
mówiły:- "Ona z tego nie wyjdzie", a personel OIOM-u w swojej powściągliwości dawał do
zrozumienia z czym należy się liczyć.
A był czas, gdy każdy następny dzień był gorszy od poprzedniego, bo nie tylko brak przytomności
po zakrztuszeniu, ale cukrzyca której nigdy nie było, zapalenie płuc, jakaś infekcja bardzo
zjadliwą bakterią OIOM-owską, opuchlizna całego ciała i odleżyny na głowie, uszach, pośladku.
Dlatego wszystkim, którzy modlitwą, myślami i sercem wspierali Bożenkę w walce z różnymi
przeciwnościami, jestem bardzo wdzięczny.
2. Surfując po internecie trafiłem na ciekawe, bogate w treść religijną i nie tylko strony
O. Kazimierza Kubata - misjonarza. Interesujące są kazania, homilie, takie nie wyświechtane,
dlatego pozwoliłem sobie jedną z nich zacytować:
"Grzesznicy i cudzołożnice wejdą przed wami do Królestwa Bożego
Jakby na to nie patrzeć, zdanie powyższe jest zdecydowanie szokujące, tak jak i cała dzisiejsza Ewangelia.
Powiedzieć do kapłanów i starszych, do przełożonych i ludzi ogólnie szanowanych, że prostytutki i
pogardzani poborcy podatkowi będą pierwsi w Królestwie Bożym, to tak, jakby powiedzieć dzisiaj te
same słowa do księży, biskupów, a może nawet kilku kardynałów... Szokujące i obraźliwe!
Toż jest to zamach na Kościół i szarganie świętości!
Ale gdyby Tobie Chrystus powiedział: "Ludzie którymi pogardzasz i których ty uważasz za
grzeszników, wejdą przed tobą do Królestwa Bożego...", to i czy Ty nie czułbyś się upokorzony i
zagrożony w Twojej sprawiedliwości i rzekomej prawości? Nie zapominaj jednak, że Chrystus powiedział
też: "Nie ci, którzy mi mówią Panie, Panie, wejdą do Królestwa, ale ci, którzy pełnią wolę
Ojca..." Nie wystarczy więc nawet regularne chodzenie do kościoła i codzienne pacierze, nie wystarczy
spełnianie wszystkich przepisów prawa i twoja własna doskonałość... jeśli za tym nie idą czyny
miłosierdzia i konkretne działania wobec bliźniego.
Święty Augustyn - bardzo zaskakujące są jego spostrzeżenia i uwagi - powiedział:
Pan Bóg przegotowuje dla każdego z nas trzy wielkie niespodzianki w życiu przyszłym:
pierwsza to ta, że spotkamy tam tych, którzy według nas być tam nie powinni - np. grzesznicy i
cudzołożnicy, twój sąsiad, czy krewny, którym pogardzasz - spotkasz ich w niebie,
druga, to ta, że nie spotkamy tam tych, którzy według nas, tam być powinni - np. tych wszystkich
pozornie uczciwych i dobrych, nie spotkamy w niebie,
i trzecia, największa... że sami się tam znaleźliśmy...
Nie bądź pewny swojej świętości, ani też nie osądzaj innych,
abyś przypadkiem nie był zaskoczony tą trzecią niespodzianką w wieczności..."
*******************************
Bardzo "niebezpieczne" - według mnie - są te niespodzianki, które przewiduje Św. Augustyn i jakoś
dziwnie poważnie przyjmuję je do swojej osoby. Bo na przykład nie tylko w księdze gości na mojej stronie
internetowej, ale i w codziennym życiu spotykam się z takimi zachwytami niby jaki to ja jestem, nawet
wyjątkowy i podobno od razu pójdę do nieba. Nie wiem dlaczego tak do mnie się mówi ...chęć
przypodobania się, wazeliniarstwo... nie wiem. Przecież ja siebie znam i też mam o sobie wyrobione
zdanie. Dlatego boję się, że może być odwrotnie i trafię wręcz w inne miejsce niż mi się imputuje,
zamiast po prawicy mogę znaleźć się po lewej stronie. Czyli kłania się tu trzecia niespodzianka.
Znałem pewną osobę, która o sobie mówiła że uczciwa, szczera, wierna etc. A po pewnym czasie
zastanawiałem się jakie słowo do tej osoby właściwie pasuje - znalazłem zupełnie inne niż deklarowane.
Czyli też odwrotnie. Wydaje mi się, że samokrytycyzm i ciągłe wątpliwości są zdecydowanie
pożyteczniejsze niż pewność siebie i zadufanie w swojej wyjątkowej prawości, uczciwości. A swoją
drogą - po czynach nas poznają - "po czynach miłosierdzia i konkretnych działaniach wobec bliźniego".
3 lutego 2006 r.
Na wiosnę 1946 roku, tuż przed Wielkanocą moje Bożeniątko wraz z siostrą Małgosią
pierwszy raz w życiu przybyły do Elbląga. Rodzice nieco wcześniej tu zawitali w ramach
rekonesansu. Wtedy na wiosnę obie bliźniaczki miały 1 roczek i 9 miesięcy. Pierwsze mieszkanie
młodych Państwa Truszkowskich znalazło się w domu przy ul. Okrzei 15. Piszę o pierwszym
mieszkaniu, gdyż rodzice Bożenki zmieniali mieszkania kilkakrotnie, potem była ul. Traugutta,
następnie Armii Czerwonej /dziś Królewiecka/, potem ul. Chopina, ul. Kajki,
w końcu ul. Ratuszowa.
A w tym roku od tamtych chwil mija dokładnie 60 lat.
Nie wiem czy rodzina Bożenki i Ona sama by pamiętała o tej okrągłej rocznicy, gdyby nie moje
zapytanie skierowane do Teściowej upewniające mnie w swoich wiadomościach.
To ja skojarzyłem obecny rok z 60-leciem przyjazdu do Elbląga.
Bo ja bardzo kocham moją Bożusieńkę. A jeśli się kocha, to myśli się nawet o czasach,
gdy Bożenki nie znałem. Dlatego może tak bardzo poruszają mnie zdjęcia z Jej lat dziecięcych,
które zamieściłem na internetowej stronie www.barwena.com poświęconej
wyłącznie mojej ukochanej żonie.
I dlatego nastoletnia Bożenka w moich oczach urosła do hrabianki.
Bo w moim sercu Ona znajduje się właśnie na wzniosłym piedestale przeznaczonym dla
hrabiostwa.
W ukochanej osobie widzi się najwyższe szlachectwo serca.
Poetka Anna Kamieńska, która wyjątkowo głęboko trafia do mnie, o miłości dość często
mówi w swoich wierszach i to w takim ujęciu, w jakim ja to uczucie postrzegam.
W Jej pięknym wierszu "Co to jest miłość", uniesienie miłosne wczesnych lat młodzieńczych
określa jako "obłędny snop pszenicy w tańcu" - jako "wezbranie krwi" .
Dopiero na starość smakuje się esencję prawdziwej miłości; poetka pisze:
/.../
a miłość to gdy odejmą ci słuch
i wzrok i głos i wszelkie siły
a ty
ty jeszcze idziesz chwaląc żniwo życia
i w środku samotności odnajdujesz
tak, tam w środku jeszcze coś jest
/.../
Kocham Bardzo Moje Bożeniątko, bo u mnie tam w środku jeszcze coś jest ...
...cały czas.
31 stycznia 2006 r.
Mija kulminacja zainteresowaniem tragedią katowicką. Też to w swoim sumieniu
przeżyłem i może nie tyle przejąłem się losem tych którzy zginęli, co losem tych, którzy
pozostali; osieroceni, osamotnieni; w bólu, rozpaczy. Bo ci co zginęli, oni są już bogatsi od
nas o przeżycie śmierci. Jeśli chodzi o media, to one nam to wszystko pokazują jak na
dłoni - kto, gdzie, jak. I dlatego społeczeństwo tak żywo reaguje na pewne sytuacje .
Nawet doszło do tego, że współczuje się gołębiom, które tam zginęły. A to rasowe, a to
przywiązane do swego gołębnika, powinny wrócić..... Sam zwróciłem uwagę na
wypowiedź pewnego hodowcy gołębi, który powiedział, że wyhodowanie wysokiej klasy
rasowego gołębia, to tak jak trafienie 6-tki w totolotka.
Nawet ciekawe; nie wiedziałem tego.
Wracając do naszej rzeczywistości, to nasuwa się refleksja z życia codziennego.
Gdzie są te media i dlaczego nie pokazują tragedii dnia powszedniego. Ile to ludzi ginie
codziennie na naszych drogach, ile zamarzło z wyziębienia tylko dlatego, że życie wpędziło
ich w biedę, zamiast ofiarować dostatek. Ile to ludzi umiera z głodu, nie ze swojej winy.
Nikt im specjalnych zasiłków nie przyznaje, darów nie przekazuje, sms-ów nie wysyła,
żaden minister do nich nie wyjeżdża, żaden psycholog z nimi nie rozmawia.
W tym roku na koniec stycznia zamarzło 199 osób czyli prawie dokładnie trzykrotna
tragedia katowicka, ale prezydent na tę okoliczność nie ogłosił żałoby narodowej.
W naszym kraju każdego dnia powinna być ogłaszana żałoba.


Początek 2006 roku