Bory Tucholskie
Wakacje
czerwiec - lipiec
2004
W tym małym, nie białym domku, corocznie w okresie letnim
wypoczywamy w gronie najbliższych już od wielu, wielu lat.
A jak wypoczywamy, jeśli kogoś to zainteresuje - proszę bardzo-
można sobie popatrzeć i poczytać. W zasadzie wszystko, co tu
przedstawiam powinno odzwierciedlać rytm i rym tego wypoczynku z
całym zestawem różnych uwarunkowań, częściowo opisanych w
pamiętniku. Prowadziłem go w tym roku po to, aby rodzina, bliscy,
znajomi mieli obraz naszych wakacji, a zwłaszcza mojej Kochanej
żony Bożenki, dla której jest to jedyna okazja bycia poza domem.
26 czerwca - sobota
Siódmy dzień pobytu w Borach i pierwsza sobota w naszym urlopie. Z rana
dość chłodno, choć świeci słońce. Specjalnie wstałem wcześniej o 6,30 , aby
wyskoczyć do Śliwic i kupić "Rzeczpospolitą" , którą można dostać w zasadzie
tylko do godziny 9. Potem trzeba się obyć bez niej. Lecz gospodarze też poderwali
się wcześniej i to oni wyjeżdżają do Śliwic na zakupy i oczywiście prasę..
Więc, grzeję wodę do porannej toalety. Najpierw ja, dopiero potem Bożenkę
poddaję toalecie, gdyż z Nią zawsze trwa to znacznie dłużej. W tutejszych
prymitywnych warunkach prawie 45 minut.
Akurat, gdy gospodarze wracają (bo psy szczekają radośnie, zobaczywszy
znajomy samochód w bramie), ja wyjeżdżam wózkiem z Bożenką z naszego
pokoju. Potem już tylko rutynowe czynności mojej Teściowej w kuchni i...
śniadanko na stole. Ponieważ od jakiegoś czasu ze względów dietetycznych grzybów
nie jadam,podwójną porcję jajecznicy z kurkami (dla mnie i Bożenki) nazbieranymi
przez Ryśka poprzedniego dnia, zjada Bożenka. Ja zadowalam się pomidorami,
twarożkiem przyprawionym miętą z własnego ogródka i pysznym żółtym serem
Łyńskim. Na dworze słońce przeplata się z chmurami i wygląda na to, że może
spaść przelotny deszcz. Decyduję się przepalić w kaflowym piecu. Wieczorem
będzie Bożence przyjemniej, gdy na dworze zrobi się chłodniej. Bożenka na
razie siedzi w naszym pokoju w fotelu przy łóżku, a ja krzątam się.
Około godziny 11 Bożenka narzeka mówiąc: - Nie dobrze mi.
Już kilka razy w Elblągu też słyszałem to narzekanie, więc za bardzo się
tym nie przejmuję, ale czujność wzmagam. No i stało się. Bożenka znów jest
na czczo, a jajecznica z kurkami w porę i z refleksem zostaje przechwycona
w basen sanitarny, który zawsze jest pod łóżkiem w pogotowiu.
Trochę jestem zaniepokojony tym zdarzeniem, gdyż powtórzyło się ono
jeszcze dwukrotnie w ciągu następnych 2-3 godzin.
Martwi mnie jakaś osowiałość Bożenki i Jej apatia.
Porozumienie z Nią nie jest łatwe, gdyż prawie w ogóle nie mówi, a chcąc się
dowiedzieć o co Jej chodzi, muszę zadawać całą serię pytań dotyczących
prawdopodobnego problemu. Często zdarza się, że nie trafiam z pytaniem
i problem Bożenki pozostaje niezałatwiony.
To są dla mnie zawsze stresujące sytuacje, niestety.
Na dworze zrobiło się bardzo ładnie, ale ja cały czas siedzę przy Bożence
w pokoju. Po godzinie 16-tej przesadzam Ją z fotela do łóżka. Co jakiś czas
podaję Jej gorzką herbatę, aby organizm się nie odwodnił. O jedzeniu nie ma żadnej
mowy. Gdy Bożenka posypia, zmęczona całodniowymi perypetiami,
ja idę przeprać bluzkę trochę zabrudzoną tymi "perypetiami" .
Wieczorem przelotny deszcz ochładza powietrze, wypijam Heinekena, idę się
umyć i siadam znów przy Bożence. W pokoju ciepło od pieca kaflowego.
Gospodarze zaszyli się w swoich apartamentach. Co mi pozostaje
innego jak popatrzeć trochę w telewizor i już o 19,20 kładę się spać.
Teraz w czerwcu, gdy noce są najkrótsze, a dni trwają do późnej nocy,
ludzie niczym nie ograniczeni, wieczory spędzają radośnie i gwarnie. Tutaj
choroba Bożenki wszystkich ustawia po kątach. I gdy my tu jesteśmy, to i
wieczorne Polaków rozmowy znikają i brydżyk z sąsiadem zza płotu
odstawiony jest ad acta. Od razu nie można zasnąć o tak wczesnej porze,
więc myśli od trosk dnia sobotniego uwalniają się i lecą gdzieś daleko.... .
Poniżej widok chaty z frontu.Ta bujna zieleń sosnowa zasłaniająca pełny
widok to efekt nasadzeń malutkich choineczek, dokonanych przez gospodarzy
w połowie II-giej połowy XX wieku.
Chata od strony północnej. Obok okazały dąb, klon i lipa.
Fragment dachu od strony zachodniej czyli sosnowego zagajnika
Drzeworyt na poddaszu - gospodarze witający gości czyli....
..."czym chata bogata".
....również maska, patrząc na bramę wjazdową, zdaje się
wyrażać swoje zadowolenie z przyjazdu gości -
- "będzie się z kim napić".
Ta maska, gdy wjeżdżają goście, widać jest mniej towarzyska
W wolnych chwilach
najlepiej się rzeźbi, albo...
...leży w cieniu jak staruszek Dago, bądź
też wygrzewa na słońcu jak panna Bora...
...nie każdego "ruszają" takie widoczki, mnie tak, bo zachody słońca różne mają odbicia, w wierzchołkach
zieleni przydomowej, albo w wierzchołku dębu nad omszałą dachówką. Zupełnie inaczej niż w mieście między blokami.
Były również takie zachody słońca, które choć na krótko, ale zmuszały do malutkiego zamyślenia nad pięknem
przyrody - jeśli w ogóle ktoś dostrzega w takim obrazie piękno.




28 czerwca - poniedziałek
Nie jest dobrze. Bożenka z rana ma temperaturę 37,4 C. Jadę do Śliwic zamówić wizytę domową. Po drodze odwiedzam
Mazurkiewiczów. Zastaję Anię i Marylkę oraz najważniejszą osobę czasu teraźniejszego - nowonarodzonego wnuka Macieja.
W przychodni lekarskiej sporo ludzi wiadomo poniedziałek, ale personel załatwia mnie poza kolejnością.
W drodze powrotnej ze Śliwic przy jeziorze Trzcianno spotykam jadącego na rowerze stryja Wincentego. Ucieszył się, że już
jesteśmy w Borach. Obok zdawkowej wymiany zdań, zwróciłem uwagę na jego fascynację- chyba tak można powiedzieć-
wnukiem Maćkiem. Jakoś się wyraził, że nie myślał, iż narodziny wnuka aż tak dowartościują Jego życie. Wspomniał o mojej
stronie internetowej, o której wyraził się z uznaniem. Ja z kolei poprosiłem go o materiały dotyczące naszych rodowodowych
wspomnień. Umówiliśmy się na spotkanie w najbliższym czasie. On pojechał do Śliwic, ja wystartowałem znad jeziora
Trzcianno do domu.
Lekarz zjawia się po południu i przepisuje antybiotyki innego wyjścia nie ma, jeden na infekcję bakteryjną z powodu
zaflegmienia płuc (utrapienie ostatnich lat - zaleganie flegmy) i drugi na paskudzącą się odleżynę. Noc dość uciążliwa, bo w
nocy Bożenka dwa razy chce, aby posadzić Ją na krawędzi łóżka. Nie wiem dlaczego, bo trudno Ją zrozumieć, zwłaszcza gdy
ma gorączkę, ale potem już dobrze śpi do samego rana. Moje Słoneczko Najukochańsze.
29 czerwca - wtorek
Śpimy do 7,30 . Bożenka po zażyciu wczoraj podwójnej dawki
antybiotyku, już nie ma temperatury. Mamusia z Ryśkiem z rana
jadą do Śliwic. Obok codziennych zakupów przywieźli szampan i
placek drożdżowy z kruszonką. Mile nas zaskakują, bo pamiętają
zawsze o naszej rocznicy ślubu - wiadomo - dziś 36-stej. Zanim
uczcimy ten drobny jubileusz, ja również wyskakuję do Śliwic po
kwiatki dla Bożenki. Nie ma to tamto, zawsze kwiatki są w tym
dniu, no i koniaczek rocznicowy, jakby nie było ....do tego. Potem
już tylko jubileuszowanie i pogwarki na tematy nierozwiązywalne
/czy człowiek ma wolna wolę, czy też nie, bo Rysiek twierdzi, że
absolutnie nie, gdyż wszystko co czynimy pozornie z własnej
i nie przymuszonej woli jest właśnie motywowane osobistą
kalkulacją, instynktem samozachowawczym itp/.
Popołudnie spędzam przy Bożence, którą po obiedzie
położyłem do łóżka.
Wieczór chłodny z przelotnymi opadami, ale to na dworze, bo w
domu bardzo sympatycznie, ciepło i z bardzo miłą muzyką z
bydgoskiego radia PIK. Akurat od kilku dni poluję na jeden z
hitów sezonu mianowicie "This Love" w wykonaniu Maroon5.
Zespół podobno dość stary i od czasu do czasu błyska jakimiś
przebojami. Właśnie ten ostatni takim jest. Jeszcze muszę dodać- to
nie jest muzyka Hiphopowa. A jeśli już, to raczej pop.
To ujęcie odfruwającego skowronka wykonałem robiąc
serię zdjęć moją - jak dotąd - niezawodną cyfrówką czyli
Canonem G3. Z szeregu zdjęć wybrałem to jedno.
A skowronek wyfruwa z naszego podwórka w porze
wieczornej.
To my -
- Bożenka i ja

30 czerwca - środa
Ranek wyjątkowo chłodny, ca 12 st.C, pochmurno. Ale od czego jest piec kaflowy i ogromna sterta drewna w byłej oborze, które czeka
na spalenie. Bożenka w nocy bardzo źle spała z powodu prawie bulgoczącej i nie dającej się wykrztusić flegmy. Przewracałem Ją z
pozycji na wznak, na boki raz lewy raz prawy, sadzałem na krawędzi łóżka i dość mocno oklepywałem plecy, ale wszystko na nic.
Oboje zasnęliśmy gdzieś o 2-ej nad ranem, za to spaliśmy aż do godziny 8. Choć ranek był chłodny, to w południe zrobiła się piękna
pogoda i Bożenka posiedziała na tarasie kilka godzin. W południe pojechałem do Śliwic odebrać skrócone spodnie od krawca i kupiłem
Rzeczpospolitą . Do nikogo jeszcze nie telefonowałem. Karty chipowej nie mogę wykorzystać, gdyż w Śliwicach i okolicy są automaty
na zwykłe karty z paskiem magnetycznym. Kupiłem taką i w końcu zadzwonię do Bydgoszczy, a może jeszcze gdzieś...?
Po obiedzie - jak prawie zawsze - dyskusja. Tym razem przy wytrawnym czerwonym Cabernet Sauvignion, a temat? Biseksualne
anioły. No bo kto jednoznacznie udowodni jakiej płci są anioły? Biblia raczej przedstawia nam anioła płci męskiej- np. Archanioł
Gabriel lub aniołowie młodzieńcy, którzy przyszli do Lota wyprowadzić go z Sodomy. Jednak w literaturze występują również anioły
płci żeńskiej, stąd porównanie kobieta-anioł . Podobno są dość obszerne opracowania dotyczące płci anielskiej.
O godzinie 18-tej położyłem Bożenkę do łóżka.


27 czerwca 2004 - niedziela
Myślałem, że choć tu w Borach Tucholskich raz około Wielkiejnocy, pardon, raz około najkrótszej nocy czerwcowej -
pojadę na mszę św. do Śliwic, a z uwagi na to, że jesteśmy tu już tydzień, odwiedzę przy okazji rodzinę Wincentego
Mazurkiewicza - brata stryjecznego mojego Taty. Zaniechałem tego zamiaru, gdyż nie mogę Bożenki pozostawić bez mojej
opieki tym bardziej, że takie wizyty nie bywają krótkie.
Dzień od rana jest ładny, słoneczny. Upału nie ma. Bożenka czuje się lepiej, choć w dalszym ciągu nie wiem co jest grane i
dlaczego wczoraj wymiotowała. Cały czas leży w łóżku, posypia. Dziś podaję Jej same delikatne posiłki, po wczorajszym
całodziennym poście.
Rano małe paróweczki cielęce na ciepło, przed południem łosoś w galarecie / porcja zaległa z poprzedniego dnia/.
Na obiad wiejskie zsiadłe mleko, kalafior, kasza gryczana ze skwarkami i plaster faszerowanej kaczki. Bez kolacji, gdyż my
z Bożenką kolacji nie jadamy. I ciągle herbata zielony Ceylon i czarna indyjska lecz już dziś z sokiem malinowym.
Siedząc przy Bożence przeczytałem ciekawy artykuł w dodatku Plus Minus do Rzeczpospolitej pt."Elity potrzebne od
zaraz", gdzie dość przekonująco autorka udowadnia, że w Polsce szkolnictwo musi przejść od systemu egalitarnego do
elitarnego cytuję:- W Polsce muszą powstać elitarne selektywne szkoły wyższe przygotowujące kadry, które wezmą na
siebie odpowiedzialność za prowadzenie państwa i społeczeństwa w nowoczesność/...../. W przeciwnym razie Polska będzie
nadal pogrążać się w bylejakości . Tak już jest w Hiszpanii, Anglii, Niemczech i Francji.
Około godziny 14 zdecydowałem się wyjechać z Bożenką z pokoju i od obiadu siedziała już na tarasie. W porze obiadowej
niespodzianie przyjechał do Ryśka śliwicki rzemieślnik z córką, która ma zamiar studiować germanistykę i wiedzę o teatrze.
Panienka przedstawiła Ryśkowi cały wachlarz pytań egzaminacyjnych dotyczących krytyki teatralnej. Rysiek z kolei,
wyjaśniając stawiane kwestie, wczuł się trochę w niedawną rolę pedagoga polonisty i dziewczynę przepytał z głównych
tematów dot. teatru. Nie wypadało wsłuchiwać się w ich rozmowę, ale będąc na tarasie w słonecznej, cichej aurze,
mimo woli staliśmy się wolnymi słuchaczami rozmów o teatrze.
Nawet sympatyczne rozmowy edukacyjne trwały prawie 1,5 godziny. Około 17 znów Bożenkę położyłem do łóżka.
Jakoś dziwnie mi Ona się zachowuje. Prawie na krok od Niej nie odchodzę.
Zresztą cały czas tu i w Elblągu dźwigam Ją i to jest dla mnie najgorsze- z łóżka na wózek, z wózka na fotel, z fotela na
wózek, z wózka na lekką, przenośną, toaletę turystyczną i tak w kółko Macieju.
Ale Bożenka jest moim całym zmartwieniem, jedyne moje zmartwienie, które chciałbym żeby było.
Między 18 a 19 piszę swoje notatki, a w tym czasie przy Bożence jest Jej Mama.
Przychodzę od czasu do czasu do Bożenki, aby przełożyć Ją z pozycji na lewym boku w pozycję na prawym boku, bo robi się
pomiędzy pośladkami brzydka odleżyna. Nie pozwalam więc Jej leżeć w ulubionej dla Niej pozycji na wznak.
Godzina 20,20 wychodzę na dwór zaczerpnąć wieczornego, rozśpiewanego ptasim świergotem powietrza, patrzę na zachód
słońca, lecz jestem zawiedziony, bo jest ono niewidoczne z powodu chmur. W nocy ma padać. Wracam do pokoju.
Jest po godzinie 21-ej. Jeszcze tylko wieczorny pacierz i.....w całym domu cisza nocna.